Światło zamkniętych oczu
Światło zamkniętych oczu

Wideo: Światło zamkniętych oczu

Wideo: Światło zamkniętych oczu
Wideo: Ukryte znaczenie w filmie Oczv Szeroko Zamkniete 2024, Kwiecień
Anonim

(ciąg dalszy, początek)

Obraz
Obraz

Muszę przyznać, że bieganie po nieznanym labiryncie ulic nie jest przyjemnym zajęciem.

Skąd mogłem wiedzieć, że za tym rogiem będzie ślepy zaułek!

Prawdziwy ślepy zaułek. Z dwóch stron zabudowania domów są zamknięte, az trzeciej stoi wysoki kamienny płot, jak się wydaje, jakaś fabryka. Zapewne kiedyś były kubły na śmieci albo jakiś pokój dozorcy. Teraz najwyraźniej ślepy zaułek służył jako punkt spotkań dla lokalnej „zaawansowanej” młodzieży. Puste butelki po "Klinskim" i "Bochkariewie" stały jak najporządniej wzdłuż ścian, w stosie leżały pogniecione paczki papierosów i worki chipsów.

Zatrzymałem się. Teraz wszystko, co się wydarzyło, najmniej przypominało mi grę. Spojrzała na Mishutkę, który wciąż chrapał. Biedak, gdyby mógł wszystko zapamiętać, to ten dzień mógłby stać się jego najżywszą pamięcią.

Obróciłem się. Obok stał czarny płaszcz, wpatrując się we mnie. Patrząc na niego nie można powiedzieć, że po prostu biegł w dość szybkim tempie około pięciuset metrów. Tak opanowany i spokojny jak przy wejściu. Oddychanie jest takie samo, ubrania są w porządku. Nie tak jak mój - sweter jest skręcony, ramiączka stanika odpadły, włosy rozczochrane.

– Daj mi dziecko – wychrypiał i wyciągnął rękę.

Tak naprawdę nigdy nie wyróżniałem się odwagą ani hartem ducha. Zawsze byłem tchórzem. Przez całe życie bałem się myszy, karaluchów, pająków i wielu innych rzeczy. I w tym momencie ogromnej pracy kosztowało mnie powstrzymanie łez prosząc o wyjście. Nadal nie rozumiem, dlaczego nie zrezygnowałem ze wszystkiego, nie wepchnąłem Mishutki w ręce tego człowieka. Cóż, kim on właściwie jest dla mnie? Syn przyjaciela, z którym znam się od dwóch miesięcy, któremu nic nie jestem winien i od którego niczego nie potrzebuję. I dlaczego uparcie kręciłam głową, wspominając mój pokoik? Wtedy wydawało mi się to najwspanialszym miejscem na świecie!

Byłem bardzo przestraszony.

I bardzo niewyraźnie pamiętam, jak opalizująca burgundowa kula potoczyła się w dół i rzuciła się w moją stronę z wyciągniętej ręki nieznajomego. Zamknąłem oczy, przycisnąłem do siebie Mishutkę i odruchowo wyciągnąłem rękę do przodu, próbując się bronić.

To musiało być głupie.

Ale zadziałało!

Słysząc klaśnięcie obok mnie, otworzyłem oczy i zobaczyłem bezpośrednio przed sobą lekko drżącą niebieskawo… tarczę… albo ekran… Jakby powietrze przede mną zgęstniało, zgęstniało i było małe fale biegły w nim od napięcia. Ledwo powstrzymując chęć dotknięcia tej tarczy, zasmakowania jej dotykiem i rzeczywistością, nadal trzymałem rękę w górze. Kto wie, nagle, jak tylko ją opuszczę, ta tarcza zniknie, a drugiej już nie mogę zrobić?

Mój prześladowca zaklął i rzucił kolejną piłkę. Zamknąłem oczy i wciągnąłem głowę w ramiona. Kulka bawełny odbiła się od ściany, pozostawiając w niej czarną dziurę. Przełknęłam konwulsyjnie. Tarcza okazała się niezawodną obroną. Nadal rozumiem, jak to zrobiłem!

Nieznajomy, gniewnie strzelając oczami i zaciskając pięści, spojrzał na mnie. Ja też bojąc się ruszyć, żeby tarcza nie zniknęła, patrzyłem na niego wszystkimi oczami.

Zapewne z zewnątrz przypominaliśmy stare filmy o mafii. Są dwie władze i walczą. Płaszcz mojego rywala spadł na ziemię, podłogi lekko trzepotały na chłodnym jesiennym wietrze. Szkoda, że mój płaszcz, choć kremowy, wisiał w przedpokoju u Lerki. Podobieństwo byłoby całkowite.

Nie wiem, jak przyszła mi do głowy, zmętniała strachem, myśl, żeby go zaatakować. Nawet nie atakować, ale próbować wydostać się z impasu chowając się za magiczną tarczą.

Wspominając wszystkie mistyczne filmy, które widziałem, nie poddając się, wygodniej chwyciłem Mishutkę i starałem się skupić całą uwagę na dłoni, wyobrażając sobie, jak energia z niej płynąca zasila tarczę.

I zrobiła krok.

Stało się! Tarcza przesunęła się trochę do przodu.

Czarny płaszcz ożywił się. Musiał próbować przewidzieć moje działania.

Kolejny krok – tarcza jest na swoim miejscu, porusza się razem ze mną i tak samo migocze.

Nieznajomy wydaje się być zaniepokojony.

- Daj mi dziecko. On powtórzył. - Nie masz dokąd pójść! Oddaj to. Łamiesz naturalny bieg życia i przeznaczenia!

Nie słuchając go i nie koncentrując się, zrobiłem kolejny krok. Dystans między nami powoli się zmniejszał.

- Nie rozumiesz, co robisz! Możesz przynieść nieodwracalne konsekwencje!

W tym czasie podszedłem do niego jeszcze kilka kroków.

Zastanawiam się, czy po prostu próbuje mnie przekonać, czy naprawdę uważa się za niepokonanego?

Jeszcze kilka kroków - i zbliżyłem się do nieznajomego. Jego sylwetka unosiła się lekko w blasku tarczy.

Jeszcze jeden krok - czarny płaszcz cofnął się, cofnął! Więc moja tarcza nie jest dla ciebie nieszkodliwa!

- Ty idioto! Posłuchaj mnie! - Krzyknął.

Nie lubię, kiedy ludzie podnoszą na mnie głos i wyzywają mnie nieprzyzwoitymi nazwami. Co więcej, jest tu dziecko! I wylewając cały nagromadzony strach i gniew, pchnąłem tarczę na przeciwnika.

Obraz
Obraz

Spotkali się natychmiast - tarcza i mój prześladowca. Zdążyłem tylko zauważyć, jak podnosi rękę, ale tarcza już go osłaniała, utrudniając mu ruchy. Z czarnego płaszcza mój prześladowca natychmiast zamienił się w strażaka lub astronautę w kombinezonie. Nieznajomy płonął migoczącym ogniem, z minuty na minutę stawając się coraz bardziej niebieski. I nie zastanawiając się dwa razy, przebiegłem obok niego i uciekłem z tego miejsca.

Wezwanie w biegu, nawet z dzieckiem w ramionach, nie jest ćwiczeniem dla przeciętnych umysłów. Jedną ręką przyciskając stękającego Mishutkę do brzucha, który z każdym krokiem stawał się coraz cięższy, drugą próbowałem upaść na malutkie guziki (mój tata starał się go namówić, żeby łatwiej zabrał telefon, a nie tę mikroskopijną „klapkę”. !), Która zresztą co jakiś czas starała się wyślizgnąć mi z rąk. W końcu udało mi się znaleźć numer Lerkina w książce telefonicznej i przyłożyłem słuchawkę do ucha.

- Natasza, gdzie jesteś? - Krzyk wdarł się do ucha Marinkina.

Na kilka sekund odsunąłem słuchawkę od ucha:

- Jak mam ci powiedzieć, Marinochko - powiedziałem jadowicie. - Biegnę obok… czternastego, nie, już szesnastego domu na cegle… Och, przepraszam, jest dwunasty. A teraz muszę biec do dziesiątego…

- Świetnie, - Marinka zatrzymała mój przepływ werbalny, - jeśli dojdziesz do czwartego, wbiegniesz do drugiego wejścia i wbiegniesz na siódme piętro, lepiej nie korzystać z windy, a w ogóle lepiej się nie zatrzymywać, i tam cię spotkam.

- Dziękuję. Nie zapomnij przesłać później faktury za kurs odchudzania.

Marinka zachichotała i odłożyła słuchawkę.

- A ty mi coś wyjaśnisz. – dodałem, przechwytując Mishutkę obiema rękami.

Marinka mnie spotkała. Ledwo żywym kosztowało mnie wciągnięcie się na siódme piętro (całe życie jeździłam nawet windą na drugie!), podniosła Miszutkę, którą cudem wciąż trzymałam w ramionach, i rzuciła się przez otwarte drzwi jednego z mieszkań.

- Wejdź szybko i zamknij drzwi! - Przyszło do mnie.

Marzyłam tylko o szklance zimnej wody i miękkim fotelu, przesuwając językiem po wyschniętych ustach, wypadłam na korytarz i zatrzasnęłam drzwi.

Mieszkanie okazało się małe. Wąski korytarz, po prawej kuchnia, tylko jeden pokój, po lewej jak to się nazywa łazienka. Klikając na zamki i zawieszając łańcuszek, wślizgnęłam się na bawełniane nóżki do kuchni i przylgnęłam do kranu. Być może picie nieoczyszczonej i nieprzegotowanej wody jest szkodliwe. Poza tym była lodowata i zaryzykowałem przeziębienie. Ale czując, jak życie i energia powoli do mnie wracały, po prostu nie mogłem się oderwać. Dość pocierając dłonią mokre policzki, wdrapałam się do pokoju, aby spełnić drugie marzenie – opaść na kanapę lub w wygodnym fotelu.

W tym momencie najmniej martwiłem się losem Lerki, Miszutki, Marinki i nieznajomego w czerni. Szalone bieganie, walka, znowu bieganie…

Czułem się jak zaganiony koń. Moje ciało zostało zmiażdżone na kawałki - bolały mnie plecy, ramiona i w ogóle nie czułam nóg. A ja sam śmierdziałem wtedy gorzej niż ładowacz, który skończył trudną zmianę. Byłem tak wyczerpany, że nawet nie zauważyłem martwej ciszy w pokoju. W końcu Marinka musiała po prostu seplenić, kneblować i szeleścić pieluchami i niektórymi pieluchami.

Wchodząc do pokoju, prawie się rozpłakałam. Ale w moim ciele nie było wilgoci na łzy. I tylko kilka suchych szlochów wydostało się z mojej piersi. Marinka siedziała na starej kanapie, przyciskając do piersi jeszcze nie rozebraną Mishutkę. Obok niej była ta sama blondynka, przez którą wyskoczyłam z mieszkania Lerki. A przy oknie, z rękami skrzyżowanymi na piersiach, stały moje… w sam raz, by nazwać go znajomym. Ten sam czarny płaszcz. Brakowało tylko matki Lerki. A gdzie ona wędruje?

- Och, - uśmiechnęłam się krzywo, czując ten cholerny śmiech szeleszczący w mojej piersi i proszący o wyjście. Tylko histeria mi nie wystarczała. - Żyjesz jeszcze?..

„Muszę wypełnić swój obowiązek. - odpowiedział czarny płaszcz.

Co za nuda! Czy on jest sekciarzem czy co? A może duch, który nie może odpocząć, dopóki jego praca nie zostanie ukończona? Blondyn zmarszczył brwi. Marinka przygryzła wargę. Próbowałem powstrzymać narastający śmiech.

„Nie musisz mi przeszkadzać. Wiesz, czym grozi twój opór. Zaburzasz naturalny bieg życia.

Marinka spojrzała na mnie. Zauważyłem, jak powietrze wokół niej lekko drży i unosi się. Najwyraźniej broniła się czymś podobnym do mojej niedawnej tarczy. Dlatego czarny płaszcz nie podejmował żadnych aktywnych działań, a jedynie próbował przekonać.

- Czy ktoś w końcu powie mi, co się dzieje? - spytałem patrząc na nią. - Dlaczego biegam jak ranna koza ulicą, co się ze mną dzieje? O co chodzi?

- Chcemy pomóc… - Początki Marinki.

„Chcesz zniszczyć świat” – przerwała jej czarna peleryna.

- Zelk, oboje jesteśmy silniejsi od ciebie. - Więc blondynka dała głos.

Ach, a mój przyjaciel ma na imię Zelk! Jak słodko… Szkoda tylko, że nie byłam tutaj brana pod uwagę.

- Daj spokój, rozumiem Mię. - Zelk skinął głową Marince. - Ale po co to robisz? Tylko z miłości do niej?

Blond Aidi milczał.

„Sama Mia, bez niczyjej pomocy, jest znacznie silniejsza ode mnie” – uśmiechnął się Zelk. - A ona, jak nikt, powinna zrozumieć, co jest najeżone tym, co próbuje osiągnąć. Więcej niż jeden świat może zniknąć! -

Wystarczająco! - Nie mogłem się oprzeć. - Co się dzieje?

- Chcą zrobić coś głupiego! – zaśmiał się Zelk.

- W porządku. Powiem ci, co się dzieje - odezwała się Marinka. - Świat jest ułożony w taki sposób, że każdy człowiek rodzi się z absolutnie czystym przeznaczeniem. W jego życiu wciąż nie ma zła, dobra, sukcesów, upadków. Nic. Nie ma nawet duszy. Czy mam rację, drogi Zelk? - Zelk uśmiechając się skinął głową. - A potem do noworodka powinny przyjść dwie wróżki. Wróżka dobra - ukłon w stronę Aydi - i wróżka zła. - ukłon w stronę Zelki. - Dają dziecku duszę. Połowa jasnych i ciemnych stron. I nakreślają jego los. Każda strona może dać dziecku trzy równe doświadczenia. Niedźwiedź może stać się potężnym magiem. Rodzaj mesjasza! Potrafi pokonać zło!

- Mia, Mia… - zachichotał Zelk. - Stary Thorgrim nigdy cię niczego nie nauczył…

Marinka rzuciła mu gniewne spojrzenie i zwróciła się do mnie:

- Powiedz mi, czy to nie jest powód, żeby robić to, czego chcemy? Nie dać wróżce zła, aby dała Mishutka ciemną część duszy?

- Zakłócisz porządek świata - zaskrzeczał Zelk.

- Pomożemy światu stać się milszym - szepnęła Marinka.

Wstając z kanapy, podeszła do mnie. Jej tarcza delikatnie nasunęła się na mnie, pozostawiając uczucie chłodu na mojej skórze.

- Musisz nam pomóc. Pomóż całemu światu! Andi i ja możemy go potrzymać. Weź Mishutka i uciekaj! - Wsunęła we mnie dziecko i popchnęła mnie do drzwi, zamykając ją przed Zelka.

- Czy dla mnie też zaplanowali moje przeznaczenie? Czy jest tam również wskazany mój udział w tych wydarzeniach?

Marinka westchnęła.

- Natasza, zrozum, tak działa świat. Nic nie możesz na to poradzić. Poza tym nikt nie planuje życia dla nikogo. Właśnie planujemy kilka ważnych wydarzeń. Na przykład, że głęboko się zakochasz. Ale nikt nie wie dokładnie kto. Zło z kolei może sprawić, że stracisz swoją miłość, ale także nie wiesz dokładnie, jak to się stanie. Po prostu… nie wiem jak wytłumaczyć…

„Po prostu staramy się w ten sposób przyciągnąć żywą istotę do naszej strony. Dobro czy zło. - Ukończył studia dla Marinki Zelk.

Obraz
Obraz

Spojrzałem na Mishutkę. Tak jak wtedy, na ulicy, na moim pierwszym spotkaniu z Zelk, spał, ssąc palec, nie wiedząc nawet, że jego los się teraz rozstrzyga.

- Wiesz, Marina … A może bardziej słusznie będzie nazywać cię Mia?

- Zgadza się i tak i tak. Urodziłem się na tym świecie. A kiedy nazwali mnie Marina. - odpowiedziała nie odwracając się.

– Znasz Mię – kontynuowałem. - Nie jestem zbyt mądry i wcale nie silny, a już na pewno tchórz. Ale wydarzenia, które uczyniły mnie Człowiekiem, no, może jeszcze nie, ale skierowały mnie na właściwą drogę… Wydarzenia, które pamiętam z wdzięcznością za to… Siły, które je do mnie wysłały… Wątpię w to byli z wróżki dobra.

- Natasza, źle zrozumiałaś. Siły dobra nie zawsze dają dobre wydarzenia!

„Miya, to wszystko jest złe od samego początku. Nikt nie ma prawa decydować o czyimś losie. Gdybyśmy mogli zapytać Mishutki, czego chce. Ale nawet to, że ktoś przychodzi i nakreśla coś w czyimś życiu według jego gustu i koloru, jest błędem. I dobro i zło… Mia, nie wiem, czego nauczył cię twój nauczyciel - wzdrygnęła się Marinka, ale milczała - ale nie możesz niszczyć zła, nie niszcząc też dobra. Są nierozłączne. A jak Mishutka będzie walczył ze złem, jeśli nie będzie wiedział, co to jest?

Marinka w końcu zwróciła się do mnie:

- On dobrze wie! Oznacza to, że wszystko, co jest dla niego doskonałe, jest złem.

– Mia, sama powiedziałaś, że dobro nie zawsze jest dobre. Jak on powie? Czy mógłbym wiedzieć, czym jest miłość, gdybym jej nie stracił? A co pozostaje z dobra, jeśli zło zniknie? Wszystko jest względne!

- Natasza …

- Wystarczająco. Wy troje nie możecie niczego zdecydować. Zdecyduję. Zelk, weź dziecko i rób co trzeba.

- Nie!

Marinka uniosła rękę, wyrzucając niebieską błyskawicę, ale wyprzedziłem ją i magiczna niebieskawa tarcza otworzyła się przede mną ponownie. Błyskawica nie odbiła się od niego, jak to było w przypadku ognistych kul Zelki, ale zniknęła w mojej tarczy. Nad jego powierzchnią przepłynęły błękitne fale i wszystko było cicho. Dobro nie walczy z dobrem.

- Używasz moich mocy! - Marinka była oburzona.

– Zelk, weź dziecko – powtórzyłam, nie opuszczając tarczy. - Zdecydowanie potrzebuje duszy, czyli czerni i bieli, jedynego sposobu, w jaki może stać się człowiekiem, a nie efemerycznym stworzeniem. Ale obiecaj zastanowić się, czy konieczne jest malowanie ludziom ich przeznaczenia.

- Mia, ta dziewczyna jest mądrzejsza od ciebie - uśmiechnął się Zelk i, natychmiast znajdując się obok mnie, ostrożnie wziął Mishutka z moich rąk. – Oddam go jego matce. I przekażę twoją prośbę - wyszeptał i zniknął.

Marina powoli osunęła się na podłogę i wybuchnęła płaczem. Głośno, prosto z serca, tak jak ostatnio ryknął Mishutka.

A ja, nie żegnając się z rozhisteryzowaną Marinką i pocieszającą ją blondynką, wyprowadziłem się z mieszkania.

Dziś mam jeszcze dużo do zrobienia: odebrać rzeczy Lerki, koniecznie się wykąpać. I dowiedz się, co jeszcze mogę wyczarować poza magiczną tarczą.

Josie.

Zalecana: