Zwierzęta w życiu mamy
Zwierzęta w życiu mamy

Wideo: Zwierzęta w życiu mamy

Wideo: Zwierzęta w życiu mamy
Wideo: ,,SZUKAM MAMY'' - nauka zwierząt, dzieci zwierząt, odgłosy zwierząt dla dzieci, bajka - PiesioTv 🐾 2024, Może
Anonim
Zwierzęta w życiu mamy
Zwierzęta w życiu mamy

Kiedy mój brat i ja byliśmy mali, marzyliśmy o tym, by stać się znanymi w całym kraju jako biolodzy, a w skrajnych przypadkach trenerzy. I musisz być naszą matką, aby w pełni uświadomić sobie i poczuć całą oszałamiającą otchłań tego pozornie niewinnego dziecięcego marzenia.

Moja ukochana mama przeszła przez rury ognia, wody i miedzi, towarzysząc wszystkim naszym wyczynom broni w dziedzinie biologii - tej najciekawszej z nauk. Czasami mama chciała, żebyśmy zostali kaskaderami, dyrygentami, w końcu grotołazami, ale nie ludźmi, którzy zajmują się zwierzętami! I dopiero z wiekiem zacząłem rozumieć, jaką bohaterską kobietą jest nasza matka…

- Oleżik! Czy na pewno to jest, a nie śmiertelna żmija? – spytała, zbierając w pięść wszystkie resztki świadomości, gdy szczęśliwy syn w uścisku młodego bulteriera przekręcił na jej oczach jakieś stworzenie z rodziny gadów.

Ale to był dopiero początek. Potem okazało się, że zwierzę jest ulokowane w jakimś pudle, które po krótkiej potyczce z rodzicami wciągnęliśmy między stół a kanapę na tarasie. Naturalnie następnego ranka ze słodkich uścisków Morfeusza dosłownie wyrwał nas histeryczny krzyk mojej matki:

- Kto wypuścił te rzeczy??? !!!

Rodzina, która wyskoczyła z ciepłych łóżek, która jest w czym, a potem obserwuje obraz olejny: matka, balansując na jednej nodze w wysokim krześle, próbuje podnieść drugą nogę pod nią, a wąż, ze strachem czołgający się w kącie tarasu. Naszą biedną pielęgniarkę przed upadkiem z takiej wysokości uratował tylko rozdzierający serce krzyk brata:

- Nie ruszaj się !!! Zmiażdżysz go!!!

Ostateczny cios gongu. W czerwonym rogu ringu tata trener wypompowuje swoją ukochaną żonę, w niebieskim - mój brat i ja próbujemy wepchnąć węża, który uciekł na wolność, z powrotem do pudełka.

I w tym czasie godny zastępca mojego brata dorastał na mojej twarzy. Mniej lub bardziej rozwinięte zwierzęta wciąż były dla mnie za twarde, więc musiałem zadowolić się owadami. Podczas jednej z regularnych wypraw na strych wyprawy naukowej znalazłem tam nieznany dotąd światu kokon. Naturalnie, chciwy na wszelkiego rodzaju doznania, moja twórcza wyobraźnia od razu nakreśliła dalsze działania: to coś wciąga się do pokoju, jest pod ścisłą obserwacją i w momencie narodzin nowego życia przypisuje mu się moje imię. Zrobiono to znacznie szybciej, niż myślano. Kokon umieszczono w słoju z majonezem, na którym niezdarnym pismem napisano:"

Interesujące było obserwowanie go tylko przez pierwsze 40 sekund, ponieważ to włochate coś nie miało jeszcze żadnych oznak życia. Tak więc w oczekiwaniu na sławę można było wyjść na ulicę, gdzie już się nudzili, rzeczy pozostawione na chwilę: skakanka, gumka i różnokolorowe kredki. Błogość zmierzchu została przerwana nawet nie płaczem, ale jakimś gardłowym dźwiękiem z pogranicza tych, które nie są już dostępne dla ludzkiego ucha. Oczywiście to była nasza matka. Wracając do domu, zamarłem przy drzwiach… Biedna mama z nieskrywanym przerażeniem spojrzała na ścianę, na której siedziało pół tysiąca małych żółtych pająków, które wpatrywały się w nią z takim samym szczerym zainteresowaniem. Mama nie mogła nawet mówić. Wskazując palcem w ich kierunku, wymamrotała jakieś niespójne fraz, z których było to możliwe tylko do zrozumienia: „Uuubrrrt, czyszczenia, pająki, spidersiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii” Ha! Jakby to było takie proste. Próbowałem wepchnąć tę armię z powrotem do słoika, ale gdy tylko ta wizualna pomoc w ruchu Browna mnie zauważyła, natychmiast rozproszyła się w różnych kierunkach. Oczywiście w całym pokoju. Potem moja mama przez wiele miesięcy robiła sprzątanie w domu, przeprowadzała się na szufelkę, w kolejności dojrzałej i tuczonej, a nie stały się moją drogą do światowej sławy pająki. A one z kolei towarzyszyły każdej procedurze czyszczenia, wyskakując spod sofy lub spuszczając się na cienką pajęczynę z sufitu. Wtedy doprowadzili naszą mamę do rozpaczy, a nas do szczenięcej radości. Jak cudowna mama potrafiła szybko wmieszać się w przestrzeń w tych minutach!

Czas przejść do większych zwierząt. Tak więc kawka Galina pojawiła się w naszym domu. Uwielbiała karmione ręcznie jaja kurze i różne błyszczące przedmioty, które bez wyrzutu sumienia kradła prosto spod nosa. Tak, uwielbiała też wyciągać leżące na stole paczki papierosów ojca i łamać je na kilka części. Za to moja matka ją szanowała. Ale kiedy wyszedł straszliwy sekret zniknięcia kilkunastu łyżeczek, broszki matki i aluminiowego kubka, przyjaźń Galiny z matką dobiegła końca. Ptak został wypuszczony na wolność w spokoju. Zwierzę jednak nie rozumiało szlachetnego gestu ze strony matki i każdego ranka budziło wszystkich swoim rechotem, podobnym do dźwięku ładnego, haczykowatego rogu. A kiedy na ulicy pojawiła się jej Kuchnia Polowa, znowu we wcieleniu matki, Galina rzuciła się jej do stóp i zażądała jej zgodnego z prawem śniadania.

Z biegiem lat mama stała się bardziej tolerancyjna wobec dziwactw moich i mojego brata. Tak w domu pojawiły się bezimienne ropuchy, traszki, szczygły i żółw błotny Aristide Ternip Dode Ida, który kiedyś ugryzł mnie w palec, myląc go z grubą dżdżownicą o różowych policzkach. Na co moja mama spokojnie zauważyła: „Czy częściej próbowałeś ją karmić?” Ponadto w różnych czasach żyliśmy: żaby pazury, jaszczurki, żółw stepowy Esmeralda, jeże, ryjówki, zające… Nie licząc wszystkich zwykłych kotów, psów, świnek morskich, chomików, szczurów, myszy, papug, ryb, kanarków i inni je.

Mama z rezygnacją znosiła sąsiedztwo z tymi wszystkimi rodzajami pełzających, skaczących, latających i po prostu biegających stworzeń. A kiedy pewnego dnia w lutym z kokonów wyszły na światło Boże motyle paziaków, zwiedzione żarem baterii centralnego ogrzewania, nawet jej się to spodobało. Chociaż nie mogę powiedzieć z całą pewnością, że podobało jej się tak samo, gdy marmurowy doga Graf ciągnął ją za krawędź płaszcza przez śnieg przez podwórko, a ona nic z nim nie mogła zrobić, lub gdy znalazła traszki we własnych kapciach, która wyszła z akwarium bez pozwolenia.

Od tych odległych bezchmurnych czasów minęło wiele lat. Mój brat i ja, pomimo całkowitego braku procesu edukacyjnego, nadal udało nam się dorosnąć. Ale miłość do zwierząt, którą mimo wszystko zaszczepiono w nas i nie bez wysiłków naszej drogiej mamy, przeszliśmy przez te wszystkie lata dorastania. Być może ta miłość pomogła nam stać się względnie życzliwymi i nieszkodliwymi ludźmi. Teraz w naszym domu życie zoologiczne bije mniej intensywną fontanną. I na pamiątkę drogiej sercu przeszłości, gdy jej dzieci były dziećmi, każdego ranka na progu witana jest nasza kochana mama: 2 psy, 2 koty i kot, całe stado gołębi tatusia i mój cudowny niebieski szczur Ludwika Filipa. Wszyscy domagają się w tej chwili chleba i cyrków. Tak więc przygody mamy trwają!

Zalecana: