Znalazłam swoją miłość w Internecie
Znalazłam swoją miłość w Internecie

Wideo: Znalazłam swoją miłość w Internecie

Wideo: Znalazłam swoją miłość w Internecie
Wideo: SPOTKAŁEM SWÓJ IDEAŁ KOBIETY NA OMEGLE! | OME.TV 2024, Kwiecień
Anonim
miłość
miłość

Randki w Internecie nigdy mnie nie skrzywdziły. A wszystkie historie o szczęśliwych małżeństwach tych, którzy poznali się przez sieć komputerową, wydawały mi się fikcyjne. Internet jest zainstalowany w moim domu od pół roku. I przez cały ten czas moja samotna mama prosiła mnie o umieszczenie jej zdjęcia i danych na jednym z portali randkowych. Po znalezieniu potrzebnych mi stron z pomocą Aport z przyjemnością zabrałem się do pracy. Zajęcie było pełne przygód i w żaden sposób mi nie przeszkadzało, ponieważ zagraniczni stajenni w Internecie musieli być albo niepełnosprawni, albo nieprzystojni, albo ludzie z karaluchami w głowach. Nie mogło być inaczej: dobre i bez internetu rozbiera się rękami i nogami. Ale z ciekawości (do czego nie popycha mnie moje nienasycone zainteresowanie dziennikarskie) umieściłem też swoje dane na jednym z serwisów – www. Friendfinder.com (jak się później dowiedziałem – jednym z najsłynniejszych serwisów randkowych).</p >

50-letnia mama otrzymała tylko kilka listów bez dalszej perspektywy na spotkanie i udane małżeństwo. Do mnie… po prostu się tego nie spodziewałem - pisali z Niemiec, Malty, Grecji, USA, Anglii, Australii (z jakiegoś powodu było tam najwięcej samotnych mężczyzn). Pamiętając angielski na bieżąco (dzięki szkole specjalnej - mam jeszcze trochę wiedzy), rozpocząłem korespondencję. Również dla zabawy.

Nie mogłem umieścić swojego zdjęcia, ponieważ były problemy ze znalezieniem skanera i dlaczego trzeba było go szukać? Wielu znajomych zastanawiało się wtedy, co napisałem w swoim profilu, skoro listy wylewały się na mnie jak z rogu obfitości? Bez zdjęcia, jak mówią niepisane zasady wszystkich serwisów randkowych, lepiej nie szturchać nosa.

Jako pierwszy list wysłał Martin z Nowej Zelandii. Przystojny, wysportowany mężczyzna w wieku 40 lat. Mam 22 lata. Myślę: od jakiego związku możesz zacząć"

W dniu przyjazdu Marta z Amsterdamu, gdzie zatrzymał się, aby odwiedzić starych znajomych, strasznie się martwiłam. Przybywając z kuzynem do Szeremietiewa, poczułem, że trzęsą mi się kolana. Stoimy przy terminalu, z którego odjeżdżają przybysze. Wpatruję się w twarze ludzi, próbując dowiedzieć się, który z nich jest „moje”. Minęło sto osób, ale „mojego” nie ma. Cóż, myślę, że facet przestraszył się w ostatniej chwili. Zobaczyłem młodego mężczyznę, który wyglądał jak Martin z ogromną walizką, kamerą wideo i bukietem kwiatów. To był Mart - młody, przystojny i wcale nie na emeryturze. Dwa tygodnie wędrówki po stolicach minęły szybko. Nie musiałem się do siebie przyzwyczajać. Podobno szczerość i pełne zaufanie do listów pomogły nam lepiej się poznać.

Potem był Magnitka. Wszyscy krewni byli zachwyceni promiennym Marcinem, który przyniósł absolutnie każdemu drobny prezent. Martin szybko zaadaptował się do Rosji i przez cały czas, kiedy mieszkał w moim mieście, sam chodził na zakupy spożywcze. Jak to zrobił ze swoimi pięcioma rosyjskimi słowami, z których jedno to „głupiec”, nie wiem.

Przed wyjazdem Martin, zebrawszy całą moją rodzinę, oświadczył mi się i włożył na palec obrączkę. Od tego czasu moje życie kręciło się w zawrotnym tempie – do ambasady spływały listy w sprawie wizy, chodziłam na rozszerzone kursy angielskiego, studiowałam kodeks drogowy (zasady jazdy) Nowej Zelandii. Wyjeżdżam do niego w marcu. Piszemy do siebie listy kilka razy dziennie, rozmawiamy i oddzwaniamy. Czujemy, że jesteśmy sobie naprawdę bliscy i bliscy.

Jak potoczy się życie, nie wiem – wszystko może być. Tymczasem jestem po prostu szczęśliwy.

Masza

Zalecana: